01. Tiny Little Bows
02. This Kiss
03. Call Me Maybe
04. Curiosity
05. Good Time Feat. Owl City
06. More Than A Memory
07. Turn Me Up
08. Hurt So Good
09. Beautiful Feat. Justin Bieber
10. Tonight I'm Getting Over You
11. Guitar String / Wedding Ring
12. Your Heart Is A Muscle
Kanadyjska wokalistka, Carly Rae Jepsen, jest nam wszystkim doskonale znana ze swojego hitu Call Me Maybe, który, jakiś czas temu, słyszało się na każdym kroku. Często zastanawiałam się nad całym tym zamieszaniem stworzonym wokół Jepsen - przecież to tylko jedna piosenka (i to nie koniecznie dobra), więc po co robić z niej jakąś wielką gwiazdę. Ale przecież nie bez powodu istnieją specjaliści, którzy nie patrzą na wartość tego, co wypuszczają w obieg, tylko za ile pieniędzy można to sprzedać. W skrócie - mam wrażenie (może nawet trafne), że Jepsen jest jednym z "prodkutów" stworzonych przez masę producentów, którzy nie liczą się ze słuchaczami. A słuchaczy i fanów powinno się szanować, bo czymże byliby bez nich "artyści"? W każdym razie (nawet jeśli słuchanie tego krążka to masochizm) dzisiaj zrecenzuję drugi studyjny album Carly, "Kiss" [2012].
Kiedy piosenkarka wydała tę płytę, miała 27 lat. Gdy wokalista jest w takim wieku, można od niego oczekiwać czegoś poważnego, ale Carly, z tego co widać, nie zalicza się do poważnych wokalistów. Ze względu na jej wiek, muzykę, którą przedstawia można określić jako bardzo infantylną. Nadmiar elektroniki sprawia, że każda piosenka się ze sobą zlewa, a w efekcie słuchamy cały czas tego samego utworu. Mam wrażenie, że 9 na 12 piosenek jest tylko po to, żeby wypełnić pustkę wokół Call Me Maybe, Good Time i Beautiful, z czego tylko tego ostatniego da się normalnie słuchać. Przesłodzona "muzyka" Carly to jakieś nieporozumienie, ponieważ sama piosenkarka nie wyróżnia się ani głosem ani pomysłowością.
Moja ocena: 2,5/10.
Pierwsza na krążku jest piosenka Tiny Little Bows. Naprawdę, chciałam podejść do tej płyty z pozytywnym nastawieniem, ale spodziewałam się czegoś lepszego. A więc pozytywne nastawienie mnie zawiodło, bo Tiny Little Bows jest już na mojej niepisanej liście "nie słuchaj nigdy więcej". Nie spodziewałam się, że sam początek będzie aż tak zły. Od dawna nie słyszałam czegoś tak plastikowego i sztucznego. Kolejny numer, This Kiss, prawie wcale nie różni się od pierwszego. Równie sztuczne i plastikowe, ale jeszcze bardziej irytujące. Trzecia piosenka [Boże! Kiedy koniec?!] to hitowe Call Me Maybe. Nie muszę chyba dokładnie opisywać tej porażki. Chwytliwa melodia i infantylny tekst. Widocznie Carly wraz z masą producentów nie kłopotali się, by chociaż ten utwór brzmiał co najmniej poprawnie. Kolejny numer to Curiosity. Czwarty raz słyszę ten sami bit. Niestety, to jeszcze nie koniec. Cóż, powinnam jakoś opisać tę piosenkę. Aczkolwiek byłoby to pozbawione jakiegokolwiek sensu, ponieważ numer nie różni się wcale od swoich poprzedników. Potem pojawia się utwór Good Time, gdzie do Jepsen dołączył Owl City. Ucieszyłam się bardzo, że chociaż na chwilę głos Carly zostanie zastąpiony jakimś męskim wokalem. Numer nie jest aż tak wkurzający, jak poprzednie, a więc nie ma aż tak złego wpływu na psychikę słuchacza. Jest znośny. Po nim następują trzy identyczne nagrania: More Than A Memory, Turn Me Up i Hurt So Good. Widać tu brak jakiejkolwiek inwencji twórczej. Podaruję sobie pisanie na ten temat, bo padłoby kilka niemiłych epitetów. Kolejny utwór to Beautiful z Justinem Bieberem. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek ucieszy mnie głos Biebera. A jednak stało się, wokal Biebera był nawet ulgą ze względu na niezbyt dobry wokal Carly. Ku mojemu zdziwieniu Beautiful rozpoczynają dźwięki gitary akustycznej. Nie spodziewałam się nawet chwilowego braku elektroniki, ale ten brak się pojawił, co podnosi wartość piosenki. Trzy ostatnie nagrania, Tonight I'm Getting Over You, Guitar String / Wedding Ring, Your Heart Is A Muscle, to już powrót do ciężkiej elektroniki. W tym ostatnim (najlepszym z tych trzech) pojawia się, o dziwo, fortepian, ale elektroniczny bit dalej tam jest, a może gdyby z niego zrezygnowano, piosenka jakoś by brzmiała.
Kiedy piosenkarka wydała tę płytę, miała 27 lat. Gdy wokalista jest w takim wieku, można od niego oczekiwać czegoś poważnego, ale Carly, z tego co widać, nie zalicza się do poważnych wokalistów. Ze względu na jej wiek, muzykę, którą przedstawia można określić jako bardzo infantylną. Nadmiar elektroniki sprawia, że każda piosenka się ze sobą zlewa, a w efekcie słuchamy cały czas tego samego utworu. Mam wrażenie, że 9 na 12 piosenek jest tylko po to, żeby wypełnić pustkę wokół Call Me Maybe, Good Time i Beautiful, z czego tylko tego ostatniego da się normalnie słuchać. Przesłodzona "muzyka" Carly to jakieś nieporozumienie, ponieważ sama piosenkarka nie wyróżnia się ani głosem ani pomysłowością.
Moja ocena: 2,5/10.
Kurwa, informuj mnie o nowościach w dziale Spam.
OdpowiedzUsuńCarly to dno, dna den dna dno dna den i 999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999999 km mułu.
Pozdrawiam, True-Villlain.blog.pl
ale teledysk do "Call My Maybe" nadal uważam za fajnie zrobiony ;)
UsuńKonkretny komentarz^^
UsuńO ile "Call Me Maybe" nie wywołało na mnie zbytniego wrażenia, to "This Kiss" nie potrafiło wyjść z mojej głowy. Cokolwiek bym nie robił i gdziekolwiek bym nie poszedł, w głowie zawsze nuciłem sobie właśnie ten utwór. Może właśnie w tym polega jej "fenomen"?
OdpowiedzUsuńSwoją drogą wielu bardzo cenionych na całym świecie krytyków muzycznych ocenia ten krążek naprawdę całkiem dobrze. Ja tam po przesłuchaniu EPki nie mam zamiaru sięgać po nic z repertuaru Carly.
Dziwię się, że przesłuchałaś ten album :D Notka o Aerosmith "robi się", ale uczelnia niestety jest na pierwszym miejscu. Może skończę i opublikuję w tym tygodniu ;)
OdpowiedzUsuńPłytka beznadziejna, dziwię się, że tak wysoko ją oceniłaś :P Carly ma słaby, słodki głos i mam wrażenie, że robi wszystko, żeby same piosenki były jeszcze słodsze. Z tej płyty też najbardziej mi się "Beautiful" podoba, ewentualnie jeszcze "More than a Memory", ale jego tekst momentami powala, aż nie chce mi się cytować. Nie rozumiem fenomenu "Call Me Maybe" i tego nowego, jeszcze gorszego singla - "Tonight I'm Getting Over You".
OdpowiedzUsuńNowa recenzja: "Party Never Ends" Inna (fizzz-reviews.blogspot.com)
Oceniałam to jakiś czas temu i od tej pory nie sięgnęłam ponownie po ten album. Nie moge nadal uwierzyć, że ona ma 27 lat a nie 16 xD
OdpowiedzUsuńNowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl ("Didn't It Rain" Hugh Laurie)
Zapraszam na nową notkę na blogu http://true-villain.blog.pl/
OdpowiedzUsuńNN na omuzycesubiektywnie.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńNowa notka (fizzz-reviews.blogspot.com)
OdpowiedzUsuńNowa notka (ta o Aerosmith). Zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńTo taki przyklad komercyjnej gwiazdki. Firma Plytowa chciala zrobic z niej gwiazdke, i to sie im udalo. Bo muzycznie prezentuje sie fatalnie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na nową recenzję na blogu http://true-villain.blog.pl/
OdpowiedzUsuńChyba bede jedyna ktora napise ze uwielbia Carly ale całej płyty nie słuchałam wyłącznie znam wydane single które wpadły mi w ucho.Jestem zdziwiona ze ona ma 27 lat bo wyglada na 16
OdpowiedzUsuńNowa recenzja na http://the-rockferry.blog.onet.pl ["The Great Gatsby" - soundtrack]
OdpowiedzUsuńZapraszam na nową notkę na blogu True-Villain.blog.pl
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że spamuję, ale chciałam zaprosić Cię na bloga z opowiadaniami łączącymi tematykę "Harry'ego Poterra" i "Pamiętników z Wakacji". Blog nazywa się http://schodami-marzen.blogspot.com i już teraz dostępny jest prolog. Serdecznie zapraszam!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam. Chodzi oczywiście o "Pamiętniki Wampirów".
UsuńZapraszam na nową notkę na True-Villain.blog.pl w której ukazał się konkurs. Koniecznie sprawdź!
OdpowiedzUsuńNowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl (Nneka "No Longer at Ease")
OdpowiedzUsuń