czwartek, 27 grudnia 2012

Recenzja albumu Michaela Jacksona "Thriller"


01. Wanna Be Startin' Somethin'
02. Baby Be Mine
03. The Girl Is Mine Feat. Paul McCartney
04. Thriller
05. Beat It
06. Billie Jean
07. Human Nature
08. P.Y.T. (Pretty Young Thing)
09. The Lady In My Life

Michaela Jacksona nie bez powodu nazwano Królem Popu. Nie muszę go chyba szczegółowo przedstawiać. Był bez wątpienia artystą, a jego twórczość urzekła miliony słuchaczy. Jego muzyka nie była pustym popem i za to właśnie go podziwiam. Niestety od 2009 roku nie ma go już z nami."Thriller" [1982], o którym dzisiaj opowiem, to jego szósty album.

Moim zdaniem Wanna Be Startin' Somethin' to rewelacyjny początek albumu, bo kawałek jest pozytywny, dynamiczny i krótko mówiąc genialny. Melodia jest fantastyczna, i nie mogę nie wspomnieć o bicie, który brzmi cudownie i jest w utworze idealnym dopełnieniem. Ogółem "Wanna Be..." to jedna z moich ulubionych, a może nawet ulubiona piosenka Michaela. The Girl Is Mine to bardzo przyjemny utwór, w którym Jacksonowi towarzyszy Paul McCartney. Piosenka od samego początku wzbudziła moje zainteresowanie, głównie dlatego, że uwielbiam McCartneya. Ale wracając do samego utworu, obaj wykonawcy świetnie razem brzmią. Tytułowy utwór Thriller to coś niesamowitego. Kawałek ma tajemniczy klimat, ale biorąc pod uwagę samą muzykę: melodię itd., brzmi pozytywnie. Z resztą nie muszę go tak szczegółowo opisywać, bo każdy go zna. Beat It jest dosyć mocnym kawałkiem, a w drugiej połowie została odegrana ciekawa solówka na gitarze. Bardzo energiczna piosenka, która bardzo wpada w ucho. Kolejną perełką jest Billie Jean. O kawałku potrafię powiedzieć tylko tyle, że jest świetny i, tak jak poprzedni utwór, może godzinami siedzieć w głowie. Human Nature to przyjemna odmiana po kilku energicznych piosenkach. Utwór jest lekki i spokojny. P.Y.T. (Pretty Young Thing) to bardzo przyjemny, energiczny kawałek, a zaraz po nim album zamyka bardzo ładna ballada The Lady In My Life.

Doszłam do wniosku, że "Thriller" to album dopracowany w 100 %, wręcz idealny. Myślę, że ludzie za kilkadziesiąt lat o nim nie zapomną. Każdy utwór się czymś wyróżnia, choć we wszystkich jest zachowany styl Michaela. Dużym plusem jest to, że na krążku znajduje się kilka ballad, bo dzięki temu jest jeszcze bardziej różnorodnie. Poza tym, doskonałym dopełnieniem jest specyficzny głos Króla.
Moja ocena: 10/10.

niedziela, 23 grudnia 2012

Świąteczna playlista

Oto kilka utworów, bez których święta dla mnie nie istnieją, lub których po prostu lubię słuchać zimą :)

1. "Last Christmas" - Wham!

***
2. "Let It Snow" - Frank Sinatra


***
3. "Driving Home For Christmas" - Chris Rea


***
4. "Wintertime Love" - The Doors


***
5. "Merry Christmas (I Don't Wanna Fight Tonight)" - Ramones


***

Wesołych Świąt!

[The Beatles]

piątek, 14 grudnia 2012

Recenzja albumu Nneki "No Longer At Ease"


01. Death
02. Heartbeat
03. Mind vs. Heart
04. Walking
05. Suffri
06. Come With Me
07. Gypsy
08. Halfcast
09. Something To Say Feat. Pat Attah
10. Streets Lack Love
11. Niger Delta
12. From Africa 2 U
13. Running Away
14. Focus
15. Kangpe Feat. Wesley Williams
16. Deadly Combination

Nneka to nigeryjsko-niemiecka wokalistka, odkryta jakieś siedem lat temu przez pewnego DJ'a. Twórczość Nneki można zaliczyć do soulu z domieszkami R&B, reggae i hip-hopu. "No Longer At Ease" [2008] to jej trzeci album.

Na powitanie mamy bardzo dobry utwór Death, który wprowadza słuchacza w klimat płyty. Warto zwrócić uwagę na ciekawy wokal Nneki. Kolejny utwór to Heartbeat, który jest pierwszym singlem. Nazwa tego właśnie utworu pojawia się pierwsza, kiedy wpiszemy "nneka" na YouTube, więc można przyjąć, że to jej najpopularniejsza piosenka. Kawałek nie jest zły, ale w porównaniu do innych, nie przepadam za nim. Drugi singiel to Walking. Utwór zaliczam do najlepszych na krążku. Ma ciekawy, 10-cio sekundowy początek, który właściwie nie jest powiązany z całością, ale cały numer jest po prostu świetny. Bardzo wpada w ucho, a Nneka brzmi tutaj świetnie. W tle słychać kilka ciekawych instrumentów perkusyjnych i grzechotki. Nie powiedziałabym, że piosenka jest wesoła; właściwie nie wiem jak nazwać klimat twórczości wokalistki, ale na pewno nie są to zbyt pozytywne brzmienia. Następną piosenką, która rzuciła mi się w oczy, a raczej w uszy jest Suffri. Kawałek ma ciekawą melodię i podoba mi się, że wykorzystano tu fortepian. Gypsy to kolejny interesujący numer. Sądzę, że mogę powiedzieć o nim "tajemniczy". Melodia jest nieprzeciętna i użyto tutaj jakiegoś klimatycznego, niezidentyfikowanego przeze mnie instrumentu strunowego. Ciekawie, tajemniczo, rewelacyjnie. Refren jest naprawdę genialny. Streets Lack Love również "rzuciło mi się w uszy". Bardzo ładny utwór, a szczególnie refren. Kawałek taki dosyć delikatny, chociaż nie do końca. Zakończę opisywanie utworów na From Africa 2 U. Najbardziej pozytywna piosenka na płycie. Naprawdę bardzo przyjemna.
Co do tekstów piosenek, opowiadają głównie o życiu i ludzkiej egzystencji. Ogółem nie są puste i za to podziwiam Nnekę.

Podsumowując, "No Longer At Ease" to naprawdę bardzo ciekawy album, ale ma tylko jeden minus, a mianowicie to, że znajduje się na nim kilka bardzo podobnych utworów. Gwarantuję, że muzyczny świat Nneki opływa we wspaniałe brzmienia, a słuchacz nieprędko będzie chciał stamtąd wrócić. Oczywiście zależy też od gustu. Twórczość Nigeryjki ma głębię, a sama wokalistka może pochwalić się swoim "czarnym" głosem o ciekawej barwie.
Moja ocena: 8/10. Polecam!


czwartek, 6 grudnia 2012

Recenzja albumu The Smashing Pumpkins "Gish"


01. I Am One
02. Siva
03. Rhinoceros
04. Bury Me
05. Crush
06. Suffer
07. Snail
08. Tristessa
09. Window Paine
10. Daydream

Smashing Pumpkins (czyli "Powalające Dynie") to amerykańska grupa rockowa założona w 1988. Z moich obserwacji wynika, że zespół nie jest zbyt znany, więc nie każdy wielbiciel rocka go kojarzy. Oryginalny skład grupy wygląda następująco: Billy Corgan - wokal, gitara rytmiczna, James Iha - gitara prowadząca, D'arcy Wretzky - gitara basowa, Jimmy Chamberlin - perkusja. Kiedy pierwszy raz poznałam zespół, spotkało mnie miłe zaskoczenie, że mają basistkę. Kobieta w tego typu zespole to nowość, ale uważam, że to bardzo dobre wyłamanie się z szablonu. Dzisiaj opowiem o "Gish" [1991], czyli o debiutanckim albumie "Dyń". Warto wspomnieć, że ów album (chociaż dopiero po jakimś czasie) uzyskał w USA status platynowej płyty.

Pierwszy utwór I Am One to dobry początek albumu. Przyzwyczaja słuchacza do brzmienia zespołu. "Dynie" ogółem grają rocka, a miejscami czuć grunge'owe akcenty. Jeśli chodzi o klimat pierwszej piosenki, to nie jest ona ani wesoła ani dołująca. Po prostu "dyniowa". Za to drugi kawałek - Siva - który bardzo mi się podoba, można nazwać dołującym. Mam tylko wątpliwości co do wokalu, bo raz jest głośno, raz cicho i nie wiem, czy to celowe czy po prostu niedopracowane. Ale ogólnie bardzo dobry kawałek. Perkusja, bas i gitara naprawdę dobrze wypadły. Powolne Rhinoceros jest dobrą odmianą po dwóch mocnych utworach. Bardzo przyjemne dla ucha. Kolejną piosenką, która wpadała mi w ucho jest Suffer, m.in. dlatego, że perkusista nie korzysta z tego samego bitu, który grał w pierwszym, drugim i czwartym utworze. "Suffer" to wolny i lekki kawałek, który jest nawet dosyć rozbudowany, a trwa ponad 7 minut. Po dużej dawce wolnych kawałków, "Dynie" zaserwowały coś szybszego, a mam na myśli utwór Tristessa. Można powiedzieć, że kawałek brzmi pozytywnie. I nareszcie perkusista zmienił, że tak powiem, swój repertuar. Przejdę od razu do ostatniego kawałka, czyli Daydream. Utwór brzmi genialnie, jest lekki i bardzo przyjemny. Trwa 3 minuty, z czego ta ostatnia trzecia to ukryta piosenka.

Wszystkie utwory są autorstwa Billyego Corgana, z wyjątkiem "I Am One" którego współautorem jest James Iha. Ogólna opinia o dziełach grupy (nie chodzi tylko o "Gish") to "dręczące, bolesne relacje z krainy koszmarów Billyego Corgana".

Album "Gish" jest dobrym, choć nie idealnym debiutem. Wolne utwory są zamieszczone na przemian z szybszymi, przez co całość nie jest jednolita. Jednak niektóre piosenki niczym się nie wyróżniają, a jestem pewna, że gdyby "Dynie" jeszcze trochę nad tym popracowały, krążek byłby naprawdę świetny. Mam też wrażenie, że wokal jest miejscami niedopracowany, ale kto wie, może tutaj śpiewanie "głośno-cicho" jest celowe. Wspomnę jeszcze, że płyta ma dosyć psychodeliczne brzmienie. Smashing Pumpkins to czwórka zdolnych muzyków, więc na pewno sięgnę po ich następne albumy.
Moja ocena: 7/10.