wtorek, 28 maja 2013

Legendarny klawiszowiec

Ray Manzarek - współzałożyciel oraz klawiszowiec legendarnego zespołu The Doors, urodzony 12 lutego 1939 roku. Był wnukiem emigrantów z Polski.
Od najmłodszych lat Ray miał bliski kontakt z muzyką; od dziecka grał na pianinie. Duży wpływ na jego muzykę miały jazz i blues. Oprócz albumów wydanych z The Doors, Ray wydał także trzy solowe albumy.
Zmarł 20 maja bieżącego roku w wieku 74 lat, z powodu nowotworu.

Uznałam, że warto poświęcić mu choć tę jedną, krótką notkę, ponieważ on również w jakiś sposób zasłużył się w historii muzyki. R.I.P. Ray Manzarek


***

wtorek, 21 maja 2013

Recenzja albumu Rihanny "Talk That Talk"


01. You Da One
02. Where Have You Been
03. We Found Love Feat. Calvin Harris
04. Talk That Talk Feat. Jay-Z
05. Cockiness (Love It)
06. Birthday Cake
07. We All Want Love
08. Drunk On Love
09. Roc Me Out
10. Watch N' Learn
11. Farewell

Rihannę zna każdy, więc chyba nie muszę jej szczegółowo przedstawiać. Wspomnę tylko, że od 2005 roku aż do teraz piosenkarka wydaje co roku jedną płytę, a jej piosenki bardzo szybko i w dużych ilościach zajmują najwyższe miejsca na listach przebojów. Dzisiaj zrecenzuję szósty album barbadoski, "Talk That Talk" [2011].

Album otwiera singlowa, dość osobliwa, jak dla mnie, piosenka You Da One. Jednak nie ocieka elektroniką, więc słucha się jej całkiem przyjemnie. Kolejny singiel to Where Have You Been. Dla tego numeru nie jestem już tak wyrozumiała - w moich oczach kawałek to jakieś nieporozumienie. Brzmi jak pierwsza lepsza popowa piosenka (biorąc pod uwagę dzisiejszy pop) i jak dla mnie nie wyróżnia się żadnym elementem. Kolejna piosenka i singiel to We Found Love, które spotkało się z wielkim zainteresowaniem słuchaczy. W studio towarzyszył Rihannie Calvin Harris, który również przyczynił się do powstania piosenki. Miliony ludzi zasłuchiwały się w We Found Love przez bardzo długi czas, stacje radiowe bez przerwy to puszczały, jednak oprócz tego, że piosenka jest bardzo chwytliwa, nie widzę powodu, by się nią zanadto interesować. Jak dla mnie jest zbyt banalna, a refren to powtarzanie w kółko tych samych słów. Kolejny utwór (i singiel) to Talk That Talk wykonane z Jayem-Z. Tu również nie widzę niczego oryginalnego. Następnie mamy Cockiness (Love It). Ciekawy, aczkolwiek moim zdaniem bardzo odpychający numer. Birthday Cake ma zaledwie minutę i pół, ale idealnie wpasowuje się w elektroniczny i nieco irytujący klimat płyty. Przy wolniejszym We All Want Love można odetchnąć od ociekających elektroniką kawałków. Potem mamy ciężkie przez wokal Rihanny Drunk On Love. Słychać, że piosenkarka słabo sobie tu poradziła. Skończę już opisywać utwory i przejdę do podsumowania.

Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś lepszego i bardziej przemyślanego. "Talk That Talk" nie zalicza się do albumów dobrych i przemyślanych, a tak się właśnie dzieje, kiedy dąży się do wydania jednej płyty co roku, a nie do tego, by pozostało coś w historii muzyki. Płyta niczym mnie nie zaskoczyła; gdybym jej nie przesłuchała, niczego bym nie straciła. Utwory są do siebie podobne, niczym się nie wyróżniają. Ilość elektroniki jest czasem irytująca, a o warstwie lirycznej wolałabym nawet nie wspominać, jednak napiszę, że jest ona żenująca i przewidywalna.
Moja ocena: 4/10.

wtorek, 7 maja 2013

Recenzja albumu Carly Rae Jepsen "Kiss"


01. Tiny Little Bows
02. This Kiss
03. Call Me Maybe
04. Curiosity
05. Good Time Feat. Owl City
06. More Than A Memory
07. Turn Me Up
08. Hurt So Good
09. Beautiful Feat. Justin Bieber
10. Tonight I'm Getting Over You
11. Guitar String / Wedding Ring
12. Your Heart Is A Muscle

Kanadyjska wokalistka, Carly Rae Jepsen, jest nam wszystkim doskonale znana ze swojego hitu Call Me Maybe, który, jakiś czas temu, słyszało się na każdym kroku. Często zastanawiałam się nad całym tym zamieszaniem stworzonym wokół Jepsen - przecież to tylko jedna piosenka (i to nie koniecznie dobra), więc po co robić z niej jakąś wielką gwiazdę. Ale przecież nie bez powodu istnieją specjaliści, którzy nie patrzą na wartość tego, co wypuszczają w obieg, tylko za ile pieniędzy można to sprzedać. W skrócie - mam wrażenie (może nawet trafne), że Jepsen jest jednym z "prodkutów" stworzonych przez masę producentów, którzy nie liczą się ze słuchaczami. A słuchaczy i fanów powinno się szanować, bo czymże byliby bez nich "artyści"? W każdym razie (nawet jeśli słuchanie tego krążka to masochizm) dzisiaj zrecenzuję drugi studyjny album Carly, "Kiss" [2012].

Pierwsza na krążku jest piosenka Tiny Little Bows. Naprawdę, chciałam podejść do tej płyty z pozytywnym nastawieniem, ale spodziewałam się czegoś lepszego. A więc pozytywne nastawienie mnie zawiodło, bo Tiny Little Bows jest już na mojej niepisanej liście "nie słuchaj nigdy więcej". Nie spodziewałam się, że sam początek będzie aż tak zły. Od dawna nie słyszałam czegoś tak plastikowego i sztucznego. Kolejny numer, This Kiss, prawie wcale nie różni się od pierwszego. Równie sztuczne i plastikowe, ale jeszcze bardziej irytujące. Trzecia piosenka [Boże! Kiedy koniec?!] to hitowe Call Me Maybe. Nie muszę chyba dokładnie opisywać tej porażki. Chwytliwa melodia i infantylny tekst. Widocznie Carly wraz z masą producentów nie kłopotali się, by chociaż ten utwór brzmiał co najmniej poprawnie. Kolejny numer to Curiosity. Czwarty raz słyszę ten sami bit. Niestety, to jeszcze nie koniec. Cóż, powinnam jakoś opisać tę piosenkę. Aczkolwiek byłoby to pozbawione jakiegokolwiek sensu, ponieważ numer nie różni się wcale od swoich poprzedników. Potem pojawia się utwór Good Time, gdzie do Jepsen dołączył Owl City. Ucieszyłam się bardzo, że chociaż na chwilę głos Carly zostanie zastąpiony jakimś męskim wokalem. Numer nie jest aż tak wkurzający, jak poprzednie, a więc nie ma aż tak złego wpływu na psychikę słuchacza. Jest znośny. Po nim następują trzy identyczne nagrania: More Than A MemoryTurn Me UpHurt So Good. Widać tu brak jakiejkolwiek inwencji twórczej. Podaruję sobie pisanie na ten temat, bo padłoby kilka niemiłych epitetów. Kolejny utwór to Beautiful z Justinem Bieberem. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek ucieszy mnie głos Biebera. A jednak stało się, wokal Biebera był nawet ulgą ze względu na niezbyt dobry wokal Carly. Ku mojemu zdziwieniu Beautiful rozpoczynają dźwięki gitary akustycznej. Nie spodziewałam się nawet chwilowego braku elektroniki, ale ten brak się pojawił, co podnosi wartość piosenki. Trzy ostatnie nagrania, Tonight I'm Getting Over YouGuitar String / Wedding RingYour Heart Is A Muscle, to już powrót do ciężkiej elektroniki. W tym ostatnim (najlepszym z tych trzech) pojawia się, o dziwo, fortepian, ale elektroniczny bit dalej tam jest, a może gdyby z niego zrezygnowano, piosenka jakoś by brzmiała.

Kiedy piosenkarka wydała tę płytę, miała 27 lat. Gdy wokalista jest w takim wieku, można od niego oczekiwać czegoś poważnego, ale Carly, z tego co widać, nie zalicza się do poważnych wokalistów. Ze względu na jej wiek, muzykę, którą przedstawia można określić jako bardzo infantylną. Nadmiar elektroniki sprawia, że każda piosenka się ze sobą zlewa, a w efekcie słuchamy cały czas tego samego utworu. Mam wrażenie, że 9 na 12 piosenek jest tylko po to, żeby wypełnić pustkę wokół Call Me Maybe, Good Time i Beautiful, z czego tylko tego ostatniego da się normalnie słuchać. Przesłodzona "muzyka" Carly to jakieś nieporozumienie, ponieważ sama piosenkarka nie wyróżnia się ani głosem ani pomysłowością.
Moja ocena: 2,5/10.