środa, 7 sierpnia 2013

Recenzja albumu Gorillaz "Demon Days"


01. Intro
02. Last Living Souls
03. Kids With Guns
04. O Green World
05. Dirty Harry
06. Feel Good Inc.
07. El Manana
08. Every Planet We Reach Is Dead
09. November Has Come
10. All Alone
11. White Light
12. Dare
13. Fire Coming Out Of The Monkey's Head
14. Don't Get Lost In Heaven
15. Demon Days

Gorillaz to pochodzący z Anglii wirtualny zespół, wykonujący indie rocka, połączonego z popem i hip-hopem. Album "Demon Days" [2005], który dzisiaj zrecenzuję, to czwarty krążek grupy. Wirtualny skład grupy to 2-D (wokal), Noodle (gitara), Murdoc Niccals (gitara basowa) i Russel Hobbs (perkusja). Jednym z założycieli Gorillaz jest Damon Albarn, który jest również kompozytorem grupy. Drugi z założycieli to rysownik, Jamie Hewlett, odpowiedzialny za rysowanie wirtualnych członków zespołu.

Album otwiera instrumentalno-elektroniczne intro o nieco tajemniczym brzmieniu. Potem zaserwowano słuchaczom utwór Last Living Souls, który dobrze odzwierciedla klimat płyty. Słychać tutaj dość dużo elektroniki, chociaż da się też usłyszeć część instrumentalną. Następny utwór, Kids With Guns, jest jednym z moich ulubionych na płycie. Podoba mi się nieco melancholijny wokal oraz lekkość piosenki. Kolejny kawałek nosi tytuł O Green World. Na początku słychać dużo elektroniki, a potem wchodzi delikatny wokal i chórki. Muszę przyznać, że utwór stanowi bardzo zręczną i ciekawą elektroniczną mieszankę. Dirty Harry zaliczam do moich ulubionych na płycie. Warto zwrócić uwagę na nietypowy wokal i (niestety krótkie) elementy instrumentalne. W drugiej części piosenki słyszymy gościnnie występującego rapera Bootiego Browna. Melodia brzmi pozytywnie, a tymczasem utwór krytykuje poczynania prezydenta George'a W. Busha dot. wojny w Iraku. Feel Good Inc. to mój pierwszy kawałek Gorillaz, jeden z moich ulubionych i lepszych na krążku. Brzmi naprawdę nietypowo ze względu na różnorodność dźwięków. Sekcja rytmiczna brzmi czysto i solidnie, ale najbardziej podoba mi się zmęczony wokal 2-D. W piosence występuje gościnnie hip-hopowy zespół De La Soul, jednak na szczęście utwór w ogóle hip-hopowy nie jest. El Manana to jeden ze spokojniejszych i bardziej melancholijnych utworów na płycie. Potem mamy Every Planet We Reach Is Dead z dużą dawką elektroniki i ciekawą melodią. November Has Come to kolejna pasująca do całości kompozycja; rapowane przez gościnnego wykonawcę zwrotki i refren śpiewany przez wokalistę Gorillaz. Jeśli chodzi o drugą połowę albumu, moją uwagę przykuł utwór Fire Coming Out Of The Monkey's Head. Można powiedzieć, że nie ma tu wokalu; cały tekst zamiast śpiewany jest mówiony. W gruncie rzeczy jest to historia o zniszczeniu, niemniej jest dosyć ciekawa i warto ją przeczytać. Pominę dwa ostatnie utwory i przejdę od razu do podsumowania.

Zespół miał dobrą koncepcję, aby łączyć różne brzmienia, jednak jak dla mnie jest tu o wiele za dużo rapu. Obiektywnie mówiąc nie ma przesady z elektroniką, chociaż jak na mój gust jej też jest trochę za dużo. Albumowi nie można jednak odmówić oryginalności. Krążek można w skrócie opisać tak: melancholijne melodie z dodatkiem elektroniki i czarnego rapu. "Demon Days" to naprawdę ciekawa płyta, aczkolwiek nie do końca trafia w mój gust.
Moja ocena: 7/10.