piątek, 26 października 2012

Recenzja albumu Lany Del Rey "Born To Die"


01. Born To Die
02. Off To The Races
03. Blue Jeans
04. Video Games
05. Diet Mountain Dew
06. National Anthem
07. Dark Paradise
08. Radio
09. Carmen
10. Million Dollar Man
11. Summertime Sadness
12. This Is What Makes Us Girls

Lana Del Rey, czyli w rzeczywistości Elizabeth Grant zdobyła rozgłos dzięki swojemu singlowi "Video Games", który w dużym stopniu zachwycił słuchaczy. Wokół Lany wybuchło kilka skandali dotyczących m.in. utajenia faktu, iż jej ojciec jest milionerem. Przez te wszystkie plotki (a może fakty?) amerykanka wydała mi się sztuczna, jak taka lalka w rękach odpowiednich ludzi. Po przesłuchaniu "Born To Die" [2012] nabrałam do wokalistki respektu. Muszę się przyznać, że kiedy pierwszy raz usłyszałam w radiu "Video Games" strasznie mnie to nudziło, ale po bliższym zapoznaniu się z tą muzyką, bardzo mi się spodobała.

Album otwiera utwór Born To Die, który oddaje atmosferę krążka. Sam kawałek jest jednym z lepszych.  Hip-hopowe Off To The Races podoba mi się mniej, bo uważam, że nie bardzo pasuje do reszty utworów. Za to Blue Jeans jest bardzo tajemnicze i klimatyczne. Video Games bardzo mi się podoba; piosenka jest wręcz magiczna, lecz brzmienie ma melancholijne, dlatego nie odbiłoby się to dobrze na mojej psychice, gdybym słuchała tego na okrągło, chociaż piosenka jest naprawdę świetna. Diet Mountain Dew jest niezwykle chwytliwe i bardzo przyjemnie się tego słucha. National Anthem, czyli hymn do pieniędzy, również bardzo mi się podoba. Dark Paradise nie zapadło mi w pamięć, powiem tylko, że jest to ciekawy kawałek. Radio, o pozytywnym brzmieniu, to pierwsza piosenka Lany, którą polubiłam, a teraz jest moją ulubioną na krążku. Refren chodził mi po głowie przez kilka dni od pierwszego przesłuchania. Carmen jest ciekawym, choć dziwnym utworem. Million Dollar Man jest po prostu przyjemne. Summertime Sadness to jeden z moich ulubionych utworów - ma niezwykły klimat. Jeśli chodzi o This Is What Makes Us Girls to bardzo podoba mi się tekst, chociaż ogólnie piosenka nie jest jakoś super specyficzna.

Teksty piosenek są oczywiście o miłości; dosyć oklepany temat, ale taka tematyka pasuje do czarującego, niskiego głosu Lany i brzmienia, jakie wykreowała. Wszystkie utwory są jej autorstwa (z małą pomocą kilku innych kompozytorów).
Reasumując, album składa się z bardzo tajemniczych i nastrojowych utworów. Jak na mój gust, bardzo dobry krążek. Jedyną piosenką, która nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia jest Off To The Races - płyta napewno nie straciłaby na wartości, gdyby numer nie został na niej umieszczony.
Moja ocena: 9/10.

piątek, 19 października 2012

Recenzja albumu Pearl Jam "Ten"


01. Once
02. Even Flow
03. Alive
04. Why Go
05. Black
06. Jeremy
07. Oceans
08. Porch
09. Garden
10. Deep
11. Release
12. Alive (live)
13. Wash
14. Dirty Frank

Pearl Jam to amerykański zespół grunge'owy z Seattle, założony w 1990 roku. "Ten" [1991] to ich debiutancki album. Zespół znam stąd, że był "wrogiem" Nirvany, a właściwie Kurta Cobaina. Nie będę się wgłębiać w relacje między tymi dwoma zespołami, ale skupię się na twórczości Pearl Jamu. Muszę przyznać, że po przeczytaniu biografii Kurta nie byłam chętna do poznawania muzyki tego zespołu, ale po usłyszeniu kilku piosenek moja opinia zmieniła się o 180 stopni.

Album otwiera kawałek Once, który przedstawia klimat płyty, czyli mocne, grunge'owe brzmienie, któremu nie brak melodii. Sam kawałek bardzo mi się podoba. Even Flow mogę nawet nazwać przyjemnym; utwór jest bardziej pozytywny niż poprzedni. Alive to chyba najbardziej znany numer Pearl Jamu. Bardzo dokładnie słychać tutaj głęboki głos Eddiego Veddera. Utwór brzmi naprawdę świetnie, szczególnie że nie jest melancholijny, jak to w zwyczaju mają grunge'owe kawałki. Na początku Why Go słychać dobry, porządny bit, a potem wchodzi reszta. Przy refrenie głos Veddera kojarzy mi się z głosem Cobaina, ale to tylko chwilowe wrażenie. Black to kolejny dobry numer, chociaż nie należy do moich ulubionych. Z kolei  Jeremy jak najbardziej zalicza się do moich ulubionych, ma świetne brzmienie. Piosenka opowiada o gnębionym chłopcu. Oceans to chyba najspokojniejszy kawałek na płycie. Niespecjalnie się wyróżnia, ale nie potrafię powiedzieć o nim nic złego. 
Mój ulubiony numer to Garden. Jest dość melancholijny, ale uważam, że słuchając go można poczuć atmosferę i klimat Seattle. DeepRelease i Wash aż tak bardzo nie zapadają w pamięć, ale nie znaczy to, że są gorsze. Ostatni kawałek Dirty Frank to bardzo dobry koniec; utwór jest naprawdę genialny. Kojarzy mi się trochę z "Give It Away" Red Hot Chili Peppers, ale ma zupełnie inny refren, więc piosenka przybrała unikalne brzmienie - odcina się na tle typowo grunge'owych numerów.


"Ten" to mocny, porządny debiut. Pearl Jam odwalił kawał dobrej roboty. Uważam, że zespół świetnie zaprezentował swoje specyficzne brzmienie, które jak najbardziej może zachwycić wielbicieli muzyki rockowej. Utwory są utrzymane w bardzo podobnej stylistyce, lecz się od siebie różnią. Każdy jest świetny na swój sposób. Album jest dopracowany i chyba mogę określić go dosyć tajemniczym. Krążek ma już 21 lat, ale myślę, że za kolejne 20 nie straci na wartości.
Moja ocena: 10/10.

***
Even Flow [posłuchaj]
Jeremy [posłuchaj]
Garden [posłuchaj]
Dirty Frank [posłuchaj]

sobota, 13 października 2012

Recenzja albumu The Beatles "Please Please Me"



01. I Saw Her Standing There
02. Misery
03. Anna (Go To Him)
04. Chains
05. Boys
06. Ask Me Why
07. Please Please Me
08. Love Me Do
09. P.S. I Love You
10. Baby It's You
11. Do You Want To Know A Secret
12. A Taste of Honey
13. There's A Place
14. Twist And Shout

"Please Please Me" [1963] to debiutancki album legendarnych Beatlesów (skład grupy: John Lennon - wokal prowadzący, gitara rytmiczna, Paul McCartney - gitara basowa, wokal, George Harrison - gitara prowadząca, Ringo Starr - perkusja). Moje spotkanie z tą płytą było przypadkowe; po pierwszym przesłuchaniu nie mogłam się od niej oderwać i codziennie słuchałam jej przynajmniej raz. Album jest pierwszy na liście zespołu, z czasów kiedy wszyscy mieli identyczne fryzury, garniturki i z deczka sztywną postawę :)

Jak przy prawie każdej płycie bardziej spodobały mi się piosenki umieszczone na początku. Pierwszy kawałek, który spodobał mi się najbardziej (i pierwszy na krążku) to I Saw Her Standing There. Zaczyna się słowami Well, she was just seventeen, And you know what I meen (PL: Ona miała tylko siedemnaście lat, I wiesz, co mam na myśli). Piosenka w wykonaniu Paula (mam do niego duży sentyment), ma bardzo pozytywne brzmienie, jest energiczna i szkoda że taka krótka. Następny kawałek, czyli Misery ma zaledwie minutę i pół, ale szybko wzbudził moją sympatię. Oprócz przyjemnej melodii, tutaj również wpadło mi w ucho kilka linijek tekstu - prosty, a tak chwytliwy: I'm the kind of guy, Who never used to cry, The world is treating me bad misery (PL: Jestem typem faceta, Który nigdy nie płacze, Świat traktuje mnie źle). Anna (Go To Him) jest spokojniejsze od poprzednich numerów. Ja musiałam się trochę z tym osłuchać, żeby mi się spodobało, a teraz mogę szczerze powiedzieć, że jest to jedna z moich ulubionych piosenek na tym krążku. Tu też mam kawałek tekstu, który przykuł moją uwagę: Every girl I've ever had, Breaks my heart and leaves me sad (PL: Każda dziewczyna, którą kiedykolwiek miałem, Łamie mi serce i zostawia smutnym). Tego typu proste teksty wpadają mi w ucho (i nie mogą wypaść) częściowo przez chwytliwą melodię. Następna piosenka, która przykuła moją uwagę to Boys - jest wesoła i energiczna. Podobają mi się w niej efektowne chórki. Ask Me Why to bardzo przyjemny kawałek o pozytywnym brzmieniu, który również zdobył moje uznanie. No i nie mogę pominąć genialnego w swojej prostocie Love Me Do - kawałek ma MEGA chwytliwą melodię i (w większości) bardzo, bardzo prosty tekst. Uwielbiam ten kawałek. Przejdę od razu do ostatniego utworu na płycie, czyli Twist And Shout - świetny, energiczny numer w wykonaniu zachrypniętego Lennona :)

"Please Please Me" to świetny album, obfity w pozytywne brzmienia. Piosenki łatwo wpadają w ucho i ciężko się ich pozbyć, ale to wcale nie jest minus. Beatlesów nie ma się czego czepiać, są świetni. Płytę polecam wszystkim. To już klasyka :)
Moja ocena: 10/10.


***
Misery [posłuchaj]
Love Me Do [posłuchaj]

piątek, 5 października 2012

Recenzja albumu Britney Spears "Femme Fatale"


01. Till the World Ends
02. Hold It Against Me
03. Inside Out
04. I Wanna Go
05How I Roll
06. (Drop Dead) Beautiful Feat. Sabi
07Seal It With A Kiss
08. Big Fat Bass Feat. will.i.am
09Trouble For Me
10Trip To Your Heart
11. Gasoline
12. Criminal

Britney Spears nigdy nie kojarzyła mi się z dobrą muzyką, zawsze omijałam ją szerokim łukiem. Teraz również nie interesują mnie jej poczynania, ale chętnie przyjrzę się i ocenię "Femme Fatale" [2011]. Od razu powiem, że nie mogę porównać tego krążka z jej poprzednimi, bo ich nie znam.

Z tego co wiem żaden z utworów nie jest autorstwa Spears. Szczerze mówiąc zdziwiło mnie to, bo myślałam, że piosenkarka jest w stanie zaśpiewać to, co sama stworzy, ale widać nie podjęła tego trudu. Nie pochwalam takiego działania, a mam na myśli to, że na płycie przydałby się chociaż jeden kawałek, który w pełni jest dziełem wykonawcy.

Zacznę od singli: Till the World EndsHold It Against MeI Wanna GoCriminal. "Till..." to energiczna piosenka z dużą ilością elektroniki. Czasami aż chce mi się przy tym skakać. Ogólnie nie przepadam za tego typu muzyką, ale w kategorii "pop" ten kawałek postawiłabym wysoko. Moim zdaniem zachęca do dalszego przesłuchiwania albumu. "Hold It..." podoba mi się już mniej niż poprzedni numer. Zwrotki są dosyć szybkie, a refren wolniejszy. Taki schemat jakoś mi tutaj nie pasuje. I Wanna Go jest piosenką, która najbardziej kojarzy mi się z tym krążkiem, ale nie podoba mi się. Mam wrażenie, że głos Britney jest tutaj przekształcony do granic możliwości. Raczej nie jest plusem, że piosenka bardzo, bardzo wpada w ucho. Criminal również nie przypadło mi do gustu, głównie ze względu na melodię.
Inside Out wydaje mi się strasznie nijakie. Nie potrafię tego opisać. How I Roll wydaje mi się tak puste jak poprzedni numer. Big Fat Bass Feat. will.i.am - początek jest nawet śmieszny... z resztą jak cała piosenka.

Podaruję sobie opisywanie każdej piosenki, bo tekst byłby jednolity - używałabym tylko przymiotników typu "nijakie", "puste", "plastikowe" itp. Nie chcę podważyć niczyjego zdania, ale ja ledwo co wytrzymałam do końca płyty. Słuchając, miałam wrażenie (np. przy Inside OutHow I Roll(Drop Dead) Beautiful Feat. Sabi, Seal It With A KissTrouble For Me) że ciągle leci to samo. Płyta może nie jest nudna, ale zależy też od słuchacza, bo ja czegoś takiego nie trawię.
Moja ocena: 4/10.