piątek, 14 września 2012

Recenzja albumu The Doors "Waiting For The Sun"


01. Hello, I Love You
02. Love Street
03. Not To Touch The Earth
04. Summer's Almost Gone
05. Wintertime Love
06. The Unknown Soldier
07. Spanish Caravan
08. My Wild Love
09. We Could Be So Good Together
10. Yes, The River Knows
11. Five to One

"Waiting For The Sun" z 1968 to moja pierwsza płyta legendarnych Doorsów (ich trzeci album studyjny). Mniej więcej po 3-krotnym przesłuchaniu byłam zaprzyjaźniona z pierwszymi piosenkami. Twórczość zespołu może niektórym nie przypaść do gustu, ale mi się podoba. Amerykańska grupa prezentuje muzykę z gatunku psychedelic rock, jazz rock. Zespół tworzyli Jim Morrison [1943-1971 +] (wokal), Robby Krieger (gitara), Ray Manzarek (klawisze) i John Densmore (perkusja).

Pierwszym kawałkiem na krążku jest Hello, I Love You - tekst jest łatwy do zrozumienia, refren strasznie wpada w ucho; w tle wyraźnie słychać klawisze. Piosenka ogólnie jest świetna. Drugi numer to Love Street - mogę szczerze nazwać tą piosenkę piękną. Jest delikatna i dosyć spokojna. Przyporządkowuję ją do jazzowych. Na początku zrobiła na mnie największe wrażenie, bo ma swój charakter. Straszne podoba mi się tekst: She lives on Love Street, Lingers long on Love Street, She has a house and garden, I would like to see what happens (PL: Mieszka na Ulicy Miłości, Trwa na Ulicy Miłości, Ma dom i ogród, Chciałbym zobaczyć, co się tam dzieje). Not To Touch The Earth nie ma pozytywnego brzmienia, nawet może dołować, ale nie nazwę piosenki złą. Mniej więcej na środku słychać krótki wrzask Morrisona i groźną muzykę, a zaraz potem solówkę na gitarze.
Summer's Almost Gone można zaliczyć do tych bardziej jazzowych niż rokcowych numerów. Jest spokojne, a niekiedy wzruszające. Podobają mi się wersy When summer's gone, Where will we be (PL: Gdy lato przeminie, co z nami będzie?). To zabawne, że po piosence o takim przesłaniu, zamieszczono utwór Wintertime Love (Zimowa Miłość), który wyróżnia się dosyć pozytywnym brzmieniem. Jest krótki (1:56), ale efektowny. The Unknown Soldier nie zapadł mi tak bardzo w pamięć, w przeciwieństwie do swoich poprzedników. Spanish Caravan bardzo mi się podoba. Głos Jima jest przejmujący. My Wild Love jest ciekawą piosenką. Podoba mi się melodia, która cały czas się tu powtarza. Nie użyto w tym numerze instrumentów. We Could Be So Good Together to dość energiczna piosenka. Nie wyróżnia się tak bardzo, ale jest przyjemna. Yes, The River Knows to trochę dołujący numer, jeden z tych spokojnych. Ostatni kawałek Five to One jest szybszy niż poprzedni. W pierwszej połowie utworu słychać solówkę na gitarze.

Wolniejsze kawałki na krążku są przeplatane z szybszymi, co jest dużym plusem. Najbardziej podobają mi się piosenki z początku (Hello, I Love You, Love Street, Summer's Almost Gone), ale cała płyta jest ciekawa. Kawałki są utrzymane na wysokim poziomie, w podobnym stylu. Niektóre numery mogą wzruszyć, niektóre zdołować, ale w każdym porusza mnie głos Morrisona. Reszta zespołu również świetnie sobie poradziła.
Moja ocena: 9/10. Polecam!

12 komentarzy:

  1. Fajnie, że napisałaś o nich recenzje :) Zdecydowanie zasłużona ocena:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Również uważam, że ocena zasłużona. Proszę Cię. Skrytykuj jakiś album! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam kilka piosenek The Doors i wiem, że grają dobrą muzykę :)
    NN (fizzz-reviews.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl. A w nim recenzja nowej płyty Oceany oraz grafika z Green Day i Norą Jones.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczęłam słuchać The Doors, po obejrzeniu nagrania z jakiegoś kameralnego koncertu, gdzie grali utwór "The End". Morisson mnie wtedy po prostu zahipnotyzował. Miałam (i zawsze mam) tak niesamowite ciarki, kiedy śpiewał "Father?-Yes son?-I want to kill you.", że po pierwszym zderzeniu z tym utworem nie mogłam dojść do siebie. Więc kiedy po "The End" usłyszałam "Hello, I Love You" byłam odrobine zszokowana, bo to są zupełnie odmienne piosenki. I generalnie Jim jest uznawany za jednego z najlepszych frontmanów wszech czasów. Kiedy zaczynał śpiewać na żywo, nigdy nie wiadomo było jaki będzie jego następny krok. To była totalna improwizacja. Jego kolega z zespołu opowiadał, że kiedyś grali w jakiejś zatłoczonej restauracji, był wielki harmider i wgl. Ale kiedy Jim zaczął śpiewać "The End" właśnie, wszystko powoli ucichało, a ludzie po prostu byli w niego wpatrzeni. Byli jakby w transie. Przecież to jest magia totalna :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie - nowy post w całości poświęcony Coldplay, ze względu na zbliżający się koncert w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zespół-legenda, niestety nie znam wszystkich płyt, ale na pewno nadrobię. Lubię takie starocie :)


    U mnie nowy post, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, ciekawy blog! Jak znajdziesz chwile to wpadnij do mnie i zostaw komentarz :) Prixie.blog.onet.pl . Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, pewnie, informujmy się o NN :) [prixie]

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy Adele zostanie projektantką mody? Wejdź i sprawdź! zapraszam
    // ADELEZONE /// REBELLERIHANNA //

    OdpowiedzUsuń
  10. Również zapraszam na nowy wpis :) //http://re-cenzje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń